Opalanie nóg to nie wszystko

|
Opalanie nóg to nie wszystko

Wreszcie przyszła wiosna, a nawet ośmielimy się powiedzieć – lato! To najwyższy czas by ciuchy w swojej szafie zmienić z zimowych na letnie. W naszej garderobie na pewno pojawią się krótkie szorty, spódniczki i kuse sukienki, czyli to co mężczyźni lubią najbardziej. Wszystko pięknie, tylko musimy sobie teraz uświadomić co te spódniczki odkryją, w jakim stanie są nasze nogi które chcemy wystawić na użytek publiczny? Najlepiej się czujemy i najchętniej je wystawiamy, gdy są gładkie, nawilżone i lekko opalone. Oto kilka rad co należałoby zrobić, zanim wskoczycie w krótkie szorty.

Po pierwsze należałoby nogi ogolić i tu metod na domowe usunięcie włosów trochę jest. Dobrym rozwiązaniem jest krem do depilacji i na początek najlepiej jest wybrać ten do skóry wrażliwej. Dobrze sprawuje się krem marki Bielanda. Część z nas stosuje z powodzeniem metodę tradycyjnego golenia maszynką i jak najbardziej polecamy tę metodę. Jedno na co chcemy zwrócić uwagę to to, by nie podkradać tej maszynki naszemu partnerowi – męskie maszynki są zupełnie inne; rozstaw i ilość ostrzy są różne, ponadto wersje dla kobiet mają nawilżające paski. Na szczęście kremy/pianki do golenia używane przez panów i panie są te same. Zarówno depilację jak i golenie należy powtarzać co chwila, w zależności jak szybko nasze włosy odrastają, ale można wydłużyć okres pomiędzy tymi czynnościami poprzez stosowanie opóźniaczy. Są to po prostu kremy zawierające wyciąg roślinny opóźniający odrastanie włosków.

Warto pomyśleć o jakimś wygładzającym pillingu – to element pielęgnacyjny, który usuwa martwy naskórek. Wykonaj taki pilling pod koniec kąpieli czy prysznica i pamiętaj by użyć jakiegoś kosmetyku z dodatkiem balsamu, olejku. To pozwoli nawilżyć  i natłuścić pozostały naskórek od razu po zdarciu tego martwego i jednocześnie zaleczyć mikrourazy.

Jeśli cierpicie na cellulit to zapewne wiecie, że walczyć z nim należy na okrągło przez cały rok, nie tylko tuż przed zmianą garderoby. Metod walki z cellulitem jest mnóstwo i nie będziemy się nad nimi tu rozwodzić za bardzo, grunt że zapobiegać trzeba, bo to defekt, który nieładnie wygląda.

Opalanie nóg to nie wszystko

Są też pewne triki , tóre możemy zastosować, by dodać blasku naszym nogom. Po zimie nasza skóra zazwyczaj jest przesuszona i wygląda na matową. To kwestia odpowiedniego nawilżenia, które można trochę oszukać. Oczywiście dobrze jest wcierać balsam z naturalnymi olejami oraz oliwki, dzięki którym skóra lekko połyskuje, ale można też uciec się do gotowca. Na rynku dostępne są tzw. balsamy rozświetlające, zawierające złote drobinki, błyszczące w słońcu. Nie przesadźcie z dawką, bo bardzo łatwo się zagapić i sprawić, że będziecie świecić jak Cynowy Drwal z krainy Oz. Wystarczy lekko musnąć środek łydki z przodu i z tyłu i gotowe.

No i jeszcze chwilę skupmy się na opalaniu; zazwyczaj zależy nam by noga w spódnicy czy szortach była już opalona. Przed sezonem katujemy się na solarium i nadmiernie wysuszamy skórę. Co poniektóre na ostatnią chwilę ratują się samoopalaczem, który niewprawnie użyty daje koszmarne efekty i też mocno wysusza i marszczy naskórek. A przecież możemy sięgnąć po balsamy stopniowo brązujące. Efekt jaki dają te balsamy jest o wiele bardziej naturalny, uzyskany kolor o wiele bardziej apetyczny. Sama aplikacja także jest bardziej bezpieczna; po kąpieli nanosicie balsam na wilgotną skórę, zostawia na 3 minutki i spłukuje wodą. Taka aplikacja sprawia, że balsam nie brudzi ubrań, nie pozostawia smug na ciele jak to często bywa w przypadku samoopalaczy.

Powyższe metody i ich  kombinacje w zupełności wystarczą by „błyszczeć” na ulicy i ściągać męskie spojrzenia. Jeśli jednak nie zdążycie bądź nadal czujecie się niekomfortowo w swoim ciele, zawsze do wyboru zostaje długa, lekka spódnica.

 Dbajmy o skórę latem

 

Ale ale, zanim się obejrzycie przyjdzie początek urlopu. Część z Was pewnie już ma zaplanowane dłuższe lub krótsze wyjazdy wakacyjne. A urlop latem to zapewne także opalanie całego ciała, a nie tylko nóg; czynne, bierne, ale zawsze opalanie. I o tych kąpielach słonecznych dziś trochę powiemy. Mówi się że czekoladowa opalenizna wygląda kusząco, ale taka opalenizna niestety kosztuje nas dużo zdrowia.

Do opalania się trzeba zawsze podchodzić z głową, są pewne zasady, których powinnyśmy bezwzględnie przestrzegać. Te zasady pewnie są Wam znane, ale przypomnijmy je po krótce. To, że trzeba używać filtrów to na pewno wiecie, nigdy nie wychodźcie bez kremu  z filtrem na skórze, i to najlepiej mineralnym albo chemicznym. Również konsystencja tego kremu/filtru powinna być odpowiednio dobrana do rodzaju naszej skóry; jeśli nasza skóra jest sucha to filtr powinien mieć formę olejku lub mleczka, które nie tylko natłuszczą skórę, ale dodatkowo ją nawilżą. Jeśli zaś skóra jest mieszana, to najlepiej postawić na emulsję, piankę lub spray. Filtr w tych formach nie zatka porów i nie nasili łojotoku. No i jeśli na Waszym ciele znajdują się jakieś wrażliwe miejsca, jak blizny czy miejsca po urazach, odczyny alergiczne, usunięte tatuaże itp., to warstwa filtru na nich powinna być podwójna. 

Nie zaleca się również przebywania na zewnątrz kiedy to słońce najsilniej operuje, czyli w godzinach 11:00-15:00. No i będąc na wakacjach strzeżcie się pryzmatu na skórze, czyli tego co skupia promienie słoneczne na skórze. Najczęściej ma to miejsce w trakcie kąpieli, gdzie po wyjściu z wody ciało całe jest w małych pryzmatach z kropli wody. Część z nas zmaga się z różnymi znamionami. Fakt, że nie powinno się wystawiać ich na słońce, ale fakt ich posiadania nie oznacza że w ogóle nam się opalać nie wolno. Najlepszą metodą są małe plastry, dodatkowo posmarowane kremem z wysokim filtrem. Jeśli tych znamion macie dużo i metoda punktowa się nie sprawdza – zaopatrzcie się w sztyft do znamion, którego filtr to minimum 50.

Skórę można także przygotować do sezonu letniego na długo przed opalaniem, wzmacniając ją od środka. Taki naturalny filtr można po prostu jeść, a żeby dał efekty należy zacząć jego spożycie ok 3 tygodnie przed wyjazdem na urlop. A ten filtr to nic innego jak beta-karoten, który będzie się odkładał w głębszych warstwach naskórka i tam tworzył filtr. A gdzie go szukać? No oczywiście w marchwi, a dieta polega na wypiciu 2ch szklanek jej soku dziennie, rano i wieczorem. Można też oczywiście kupić w aptece gotowy preparat z beta-karotenem i dodatkiem witamin jak C, E i biotyny.

Jeśli bierzecie leki, to zapewne wiecie, że część z nich słońca nie lubi. O tych najważniejszych interakcjach na pewno powiedział Wam Wasz lekarz, ale dla tych zapominalskich krótka ściąga: lista leków fotoalergicznych z roku na rok robi się coraz dłuższa. Najsilniej uczulają sulfonamidy np. słynny Biseptol. Należy uważać na niektóre leki przeciwcukrzycowe a także leki psychotropowe. Osoby z problemami krążenia powinny uważać, bo ich lista uczulaczy jest dość długa: preparaty obniżające ciśnienie, leki przeciw arytmii serca, i wiele innych.

A na koniec nawiązując do domowej produkcji kosmetyków podamy Wam przepis na filtr domowej roboty. Potrzebny będzie olej sezamowy i migdałowy po ok 70 ml, wosk pszczeli lub masło shea ok 15g, 120ml wody destylowanej i 2 łyżki tlenku cynku. Wosk trzeba roztopić i dodać do niego oleje, wodę i tlenek. Wszystko razem dobrze wymieszać. Po ostygnięciu przechowywać w lodówce, aby filtr dłużej posłużył. Pozostaje nam tylko życzyć zdrowych i rozsądnych kąpieli słonecznych, tych urlopowych i tych na co dzień.